To piękniejsza strona zimy. Śnieżny puch, może i nawet przewiany czyli ciężki, ładnie odpłużona jezdnia posypana szlaką z fabryki papieru w Karpaczu lub w Miłkowie i autobus Karosa hamowany silnikiem - dławikiem spalin - długą wajchą na środku pokrywy silnika obsługiwaną prawą ręką kierowcy na zmianę z lewarkiem w podłodze. Pewna ręka kierowcy czujnie reagowała na niebezpieczne dla pojazdu prawa Newtona. Opon zimowych i ABSów nie było w tych modelach.
Inaczej było gdy autobus (miejsc 51+2) jechał drugim porannym kursem z Jeleniej Góry już na starcie od dworca PKP w JG wypełniony turystami z porannego pociągu z Wrocławia. Po drodze ludzie dosiadali, bywało ponad 80 pasażerów upchanych jak śledzie (plus sanki pod siedzeniami i narty na półkach bagażowych oraz walizki i plecaki), stojących nawet na stopniach przy drzwiach. Tam najważniejszy był ostatni wsiadający zajmujący miejsce przy klamce - musiał pilnować aby na zakręcie w lewo przypadkiem nie nacisnąć klamki. Po odwilży gdy śnieg na jezdni zmienił się w czarny lód z podłużnymi koleinami, to na ostrych zakrętach (jak ten przy Wielkiej Bandzie toru bobslejowego powyżej przystanku Biały Jar) dochodziły jeszcze efekty akustyczne, gdy przeładowany pojazd przechylał się na zakręcie i szorował podwoziem o lodowe koleiny. Dzięki ramowej konstrukcji pojazdy wytrzymywały ekstremalne przeciążenia, niepewne miny turystów słyszących pierwszy raz szorowanie o podłoże uspokajały miarowe obroty silnika pod zdecydowaną stopą kierowcy. O sprzęcie do zimowego utrzymania dróg słów kilka -->